Plebiscyt na najlepszy forumowy scenariusz roku 2014 – miejsce 3.

Pod koniec grudnia ubiegłego roku, jeden z użytkowników forum – PharellMan – zorganizował plebiscyt na najlepszy forumowy scenariusz 2014. Miejsce trzecie zajęło egzewko 6/22 scenariuszy z ankiety. Moderator zaproponował dogrywkę. W dogrywce, przewagą głosów wygrał scenariusz “Restauracja” autorstwa użytkownika StorN.

Opis: Ferdek z pomocą sąsiada, Mariana Paździocha postanawia uroczyście otworzyć nowy biznes – Restaurację.

Restauracja

—————————————–Scena I——————————————

Ferdek śpi przed telewizorem, nagle do mieszkania wchodzi Halinka w stroju pielęgniarki.

Halina: Ferdziu, jełopie, obudź się.
Ferdek: Co jest kurde? O Halincia, wróciłaś, jest już obiadek?
Halina: Nie ma, ale mam dla ciebie coś lepszego.
Ferdek: Browarka mi kupiłaś? Nie trzeba było…
Halina: Nie, Ferdziu, wskakuj w garnitur, idziemy do restauracji.
Ferdek: Jakiej znowu restauracji?
Halina: Normalnej Ferdek, nie gadaj, tylko wstawaj, zdejmuj ten zapierdziały dres i przebieraj się.
Ferdek: Ale Halinka przecież taka restauracja to drogie rzeczy są, a u nas się nie przelewa.
Halina: Tak się składa Ferdziu, że ordynator Rzeżączka miał się wybrać dziś wieczorem do restauracji ze swoją żoną, miał zarezerwowany stolik, niestety jego małżonka rozchorowała się i postanowił zasponsorować kolację swojej najlepszej pielęgniarce na oddziale.
Ferdek: O kurde. Halinka, ja bym chętnie poszedł, ale przed chwilą Boczek do mnie dzwonił, że pękła mu ruła u góry, woda się leje, ma w domu błoto po dupę i muszę mu pomóc.
Halina: Ferdek, nie wymyślaj pierdół. Bo widziałam przed chwilą Boczka jak zataczał się pijany pod sklepem.
Ferdek: O ja cie pierdziele, ale mnie brzuch zabolał. Halinka, ja bym chętnie poszedł, no ale sama widzisz, że nie jestem w stanie.
Halina: Milcz jełopie wstrętny. Jeszcze jedno słowo i nie pójdziemy do restauracji, ale prosto do adwokata.
Ferdek: Dobra Halinka, w takiej sytuacji, niechętnie, ale pójdę do tej twojej zasranej restauracji.
Halina: No i gitara.

—————————————–Scena II—————————————–

Ferdek ubrany w garnitur wraz z także elegancko ubraną żoną wychodzi z mieszkania, w tym samym czasie na korytarzu pojawia się Marian Paździoch.

Paździoch: Co to panie Ferdku, umarł ktoś z rodziny, że pan się w taki gajer odpierdzielił?
Ferdek: Panie Paździoch, jakby pan chciał wiedzieć to właśnie wybieram się z żoną do eleganckiej restauracji.
Paździoch: Nie rozśmieszaj mnie pan, najbardziej eleganckim miejscem do jakiego się pan wybiera jest budka z tanim piwem naprzeciwko.
Ferdek: Panie Paździoch, jeszcze jedno słowo, a zasadzę panu takiego kopa, że polecisz pan do rodzinnego Wąchocka.
Halina: Chodź już Ferdek, bo się spóźnimy.

Ferdek wraz z Haliną opuszczają korytarz.

Paździoch: Eleganci zasrani.

Marian spluwa na korytarz i wchodzi do kibla.

—————————————–Scena III—————————————-

Ferdek wychodzi z toalety trzymając się za brzuch, przed drzwiami czeka już Marian Paździoch.

Paździoch: O pan Ferdek. Widzę, że rodzinna wizyta w restauracji udana.
Ferdek: Panie, nie śmiej się pan, bo to nic śmiesznego nie jest.
Paździoch: Dobrze panie Ferdku, tylko powiedz pan, ale tak szczerze, co pan takiego tam żarł?
Ferdek: Dali mi jakiegoś zasranego komara, a do popicia winiacza.
Paździoch: Po pierwsze homara, nie komara, a po drugie to ma pan świętą rację, poziom dzisiejszych restauracji jest tragiczny.
Ferdek: To nie to co kiedyś, jak w eleganckich restauracjach to podawano prawdzie, swojskie jedzie, a do popicia wódeczka, albo piweczki.
Paździoch: No pewnie, sąsiedzie kochany. Bardzo rzadko się z panem zgadzam, ale tym razem muszę to zrobić.
Ferdek: To co panie Marianie, może omówimy poziom polskich restauracji u mnie w mieszkaniu.
Paździoch: Ale nie na sucho. To co panie Ferdku, pół litra?
Ferdek: Litra, a najwyżej później się dokupi.

—————————————–Scena IV—————————————–

Ferdek nalewa po kieliszku, po czym wypija wódkę z sąsiadem, zakąszając ogórkiem.

Paździoch: Bardzo smaczna wódka.
Ferdek: Panie, jaka smaczna? Wódka to ma mordę krzywić, a nie smakować.
Paździoch: Dobrze, ale nie o alkoholu przyszliśmy tu rozmawiać. Kiedy rozmawiałem z panem przed chwilą na korytarzu naszła mnie pewna myśl. Obaj doszliśmy do wniosku, jaki jest poziom polskich restauracji, w dodatku ja znam się na biznesie, Boczek na kuchni, a pan masz dużo wolnego miejsca w mieszkaniu. Załóżmy własną restaurację!
Ferdek: Panie, pan jesteś już chyba pijany. Gdzie restaurację, w tej zasranej kamienicy?
Paździoch: Panie Ferdku, to jest kokosowy interes.
Ferdek: No, panie Paździoch naprawdę nie wiem. Gdzie pan konkretnie chcesz tę restaurację założyć?
Paździoch: U pana w salonie.
Ferdek: Jak kurde u mnie w salonie?
Paździoch: Normalnie, to nie licząc korytarza największe pomieszczenie w tej kamienicy. Przyniesie się kilka stolików, krzeseł z fajansa i będzie gitara.
Ferdek: Ale panie, nie ma nawet mowy. Żona by mnie chyba zabiła.
Paździoch: Panie Ferdku, na pewno pan jakoś namówi panią Halinkę, może nawet zatrudnimy ją w charakterze kelnerki.
Ferdek: No dobra, a co z grubasem?
Paździoch: Umówmy się, że Boczek to jest debil i za flaszkę wódki to by nawet pół kilo cementu zeżarł.

—————————————–Scena V——————————————

Ferdek i Paździoch rozmawiają na korytarzu z Boczkiem.

Boczek: Panie, jaka restauracja? W tej obesranej kamienicy?
Paździoch: Panie Boczek, nie piernicz pan, bo się pan gówno znasz. Bierzesz pan tę robotę, czy nie?
Boczek: No nie wiem, ja se mam porządną robotę w rzeźni i jestem tam szanowany.
Paździoch: Gówno pan tam jesteś, a nie szanowany. Jesteś pan zerem i do końca życia będziesz pan tam kręcił kichę, tym czasem u mnie będziesz pan kimś, ludzie będą się panu w końcu kłaniać na ulicy.
Boczek: No dobra, ale panie Marianie, ile pan za miesiąc proponujesz?
Paździoch: Średnia krajowa, oczywiście minus wszystkie podatki, składki i opłaty związane z pana utrzymaniem.
Boczek: Panie, nie pierdziel pan, tylko powiedz ile ja na rękę dostanę.
Paździoch: 900 zł.
Boczek: Eeee, panie, to gówno, nie pieniądze są.
Paździoch: Dobra to ile pan proponujesz?
Boczek: 5000 zł.
Paździoch: No chyba się coś panu od przeżarcia serdelową w tej otłuszczonej główce popieprzyło. 1200 zł i ani grosza więcej.
Boczek: Dobra, ale co ja w zasadzie miałbym robić?
Paździoch: To co pan lubisz i umiesz najlepiej.
Boczek: Czyli?
Paździoch: Żarcie.
Boczek: No dobra, w mordę jeża, to kiedy zaczynamy?
Paździoch: Od zaraz, leć pan do sklepu kupić wszystkie składniki i spotykamy się za godzinę u pana Ferdka w mieszkaniu.
Ferdek: Zaraz, panie, ale przecież moja małżonka nie wyraziła jeszcze zgody.
Paździoch: To na co pan do jasnej cholery czekasz? Leć pan szybko porozmawiać z panią Halinką.
Ferdek: No dobre, kurde.
Paździoch: A i jeszcze jedno, znajdź pan kogoś do rozwieszania plakatów.

—————————————–Scena VI—————————————–

Ferdek siedzi przy stole w kuchni, a Halinka gotuje obiad.

Ferdek: Halincia, ale ty dziś ładnie wyglądasz, fajniutką masz tą spódniczkę.
Halina: Jełopie, nie podlizuj się, tylko mów do razu czego chcesz i jeśli chodzi o pieniądze to nie dam bo nie mam, a nawet jakbym miała to bym nie dała.
Ferdek: Nie, Halinka, tutaj nie o pożyczenie pieniędzy chodzi, ale wręcz odwrotnie.
Halina: Nawet nie mów! Znalazłeś pracę w pośredniaku.
Ferdek: Broń Boże, ale Halinka posłuchaj mnie przez chwilę. Postanowiłem założyć z panem Marianem i Boczkiem elegancką restaurację, tylko problem w tym, że chcemy ją założyć tutaj, u nas w mieszkaniu.
Halina: No chyba oszalałeś, nie ma mowy.
Ferdek: Ale Halincia przecież to jest pewny zysk, a po jakimś czasie to za zarobione pieniądze kupię ci wille z basenem, mercedesa i wyprowadzimy się z tej rudery.
Halina: Ferdek, ja cię za dobrze znam, żeby wierzyć w takie pierdoły.
Ferdek: Halinka, zawiodłem się na tobie, ja mógłbym jeszcze wiele w tym życiu osiągnąć gdybyś nie podcinała mi skrzydeł.
Halina: Dobra, Ferdek, wstępnie zgadzam się na restaurację, ale jeśli w przeciągu tygodnia nie przyniesie ona żadnych zysków to macie się wynieść z naszego mieszkania.

Do kuchni wchodzi Mariolka.

Mariolka: Siema ojciec.
Ferdek: O Mariolcia, córeczka moja kochana, najcudowniejsza, nie chciałabyś zarobić troszkę kasy?
Mariolka: A to zależy o co chodzi.
Ferdek: Potrzebuję żebyś rozwiesiła na mieście kilka plakatów.
Mariolka: A co, ojciec znowu jakiś biznesik zakłada?
Ferdek: Można tak powiedzieć, to co rozwieszasz czy nie?
Mariolka: Dobra, to za ile?
Ferdek: Złotówka od plakatu.
Mariolka: To nie mamy o czym rozmawiać.
Ferdek: Czekaj, pięć złotych?
Mariolka: Teraz lepiej.

—————————————–Scena VII—————————————-
Ferdek i Paździoch stoją elegancko ubrani w salonie stylizowanym na restaurację.

Paździoch: Widzi pan panie Ferdku, wszystko dopięte na ostatni guzik. Wiedziałem, że nam się uda.
Ferdek: Panie Paździoch, a tak w zasadzie, to jak nasza restauracja się nazywa?
Paździoch: No jak to jak? “Restauracja u Mariana”.
Ferdek: Co kurde? Panie Paździoch przypominam, że to ja jestem głównym inwestorem i to ja zasponsorowałem lokal oraz kuchnie i właściwie to dlaczego pan mnie nie spytałeś o nazwę?
Paździoch: Bo pan to masz tutaj gówno do powiedzenia. To ja jestem założycielem i pomysłodawcą i to decyduje jak nasza restauracja ma się nazywać.
Ferdek: O nie panie Paździoch, ja tego tak nie zostawię. Lokal jest mój i nazwa też ma być moja.
Paździoch Dobrze, panie Ferdku. Nie kłóćmy się w zasadzie nazwa nie jest ważna, najważniejsze jest jedzenie.
Ferdek: Właśnie, idę doglądnąć grubasa czy coś nie podżera w kuchni.

Ferdek idzie do kuchni gdzie gotuje Boczek.

Ferdek: Panie, do jasnej cholery nie podżeraj pan.
Boczek: Ale panie Ferdku ja se tylko trochę kaszaneczki podgryzłem, bo mi ślinka sama z mordy leciała.
Ferdek: Panie Boczek, potrącę panu z pensji.

Nagle ktoś puka do drzwi.

Ferdek: O kurde, pierwszy klient.

Ferdek idzie otworzyć drzwi, na korytarzu stoi pierwszy klient ubrany w garnitur.

Antoni: Dzień dobry, Antoni Jajami-Dzwoni, czy tutaj znajduje się “Restauracja u Mariana”?
Ferdek: Pewnie, kurde, znaczy, dzień dobry, tak, zapraszam. Panie Paździoch proszę zająć się klientem.

Znów słychać pukanie do drzwi, Ferdek otwiera, przed drzwiami stoi mężczyzna z kobietą.

Zdzisław: Dzień dobry, Cymbał Zdzisław, “Restauracja u Mariana”?
Ferdek: Tak, proszę bardzo, zapraszam państwa do środka.

Ponownie ktoś puka do drzwi.

Ferdek: Ojacież pierdziele.

Kiepski idzie otworzyć.

—————————————–Scena VIII—————————————

Sąsiedzi siedzą pijani w salonie, na stole stoją dwie puste flaszki wódki i kilka piw.

Paździoch A nie mówiłem, sąsiedzi kochani, jesteśmy skazani na sukces.
Boczek: Piętnastu klientów w pierwszym dniu, w mordę jeża, tylko to nawet u mnie we rzeźni nie było.
Ferdek: Panie, skończ pan pierniczyć o tej rzeźni, to już przeszłość, teraz przed panem nowa droga kariery.
Paździoch: Racja sąsiedzie, już wkrótce “Restauracja u Marianie” stanie się największą potęgą w Polsce, a nawet na świecie, te zasrane Włochy to mnie będą mogli na kant dupy naskoczyć.

Paździoch wchodzi na stół i zaczyna wymachiwać flaszką wódki.

Ferdek: Panie Paździoch uspokój się pan, bo pan flaszkę potłuczesz i tragedia będzie.
Paździoch: Panie Ferdku, odpierdziel się pan ode mnie, ja mam wizje, wizje naszej restauracji, już za kilka lat ludzie z najdalszych stron świata, z Kongo i Bongo, z Bombaju i Koczambaju, będą przyjeżdżać, aby posmakować moich flaków.
Ferdek: Panie, przestań pan świrować pawiana bo nie jesteś pan u siebie na gnoju tylko w eleganckim mieszkaniu komunalnym.

Nagle Paździochowi z rąk wypada flaszka wódki i rozbija się.

Ferdek: K***a mać! Panie, do jasnej cholery, coś pan najlepszego narobił.
Paździoch: Panie Ferdku kochany, nie przejmuj się pan, teraz to będziemy mogli kąpać się w najdroższych szampanach świata, a cycate blondynki będą robić nam drinki z palemką.
Ferdek: Dobra, panie, ale mnie się chce teraz pić.
Boczek: No i mnie też chce się teraz pić i jeść w mordę jeża.
Paździoch: Panowie, wiem jak zażegnać ten problem.

Paździoch wyciąga z kieszeni 50 zł.

Paździoch: Panie, Ferdku masz pan ten oto banknot o nominale 50 zł, idź pan na dół do Stasia i kup pan flaszkę. Tylko uważaj pan, żeby pana milicja nie zgarnęła.

—————————————–Scena IX—————————————–

Ferdek leży z Halinką w łóżku i wachluje się czterema stu złotowymi banknotami.

Ferdek: A ty we mnie Halinka nie wierzyłaś, mówiłaś, że ta cała restauracja będzie gówno warta, a tu proszę, tyle to ty w tej swojej zasranej służbie zdrowia przez rok nie zarabiasz, co ja żem w jeden dzień zarobił, a to moja Halinko droga dopiero początek, wkrótce zamierzamy rozszerzyć naszą działalność, otworzyć nową restaurację, gdzieś w rynku, a potem to może nawet u Włochów.
Halina: No już Ferdziu bez przesady. 400 zł to jeszcze nie jest majątek, ale dobry początek biznesu.
Ferdek: Oj Halina, Halina, za te 400 zł to kupię ci tą pralkę na którą zbierasz od pół roku i tą zmywarkę i lodówkę i odkurzacz i…
Halina: Nie rozpędzaj się Ferdek, to tylko 400 zł, a nie milion dolarów, na razie to musisz opłacić Mariolkę bo wczoraj przez pół dnia rozwieszała plakaty po mieście.
Ferdek: Spokojnie Halinka. Właśnie chciałbym złożyć ci biznesową propozycję, otóż czy nie chciałabyś rozpocząć pracę w mojej restauracji jako kelnerka.
Halina: Nie, Ferdek, ja z twoimi ciemnymi biznesami nie chcę mieć nic wspólnego, możesz sobie truć klientów, ale mnie w to nie mieszaj.
Ferdek: Halinka, bój się Boga, to jest najzdrowsze jedzie pod słońcem.
Halina: A to się jeszcze okaże.

—————————————–Scena X——————————————

Ferdek wychodzi z mieszkania i idzie w kierunku WC, na korytarzu leży pijany Paździoch z flaszką wódki w ręce.

Ferdek: Co to panie Marianie? Widzę, że u pana jeszcze sylwester. Dalej opijasz pan nasz sukces?
Paździoch: Gówno, a nie sukces. Wszystko zrujnowane, wszystko poszło się j***ć.
Ferdek: Jak to? Panie, co pan pierniczysz? Zbieraj się pan bo zaraz otwieramy naszą restauracyjkę i kosimy kasiurę.
Paździoch: Panie, pamiętasz pan tego Antoniego co jajami dzwonił?
Ferdek: No.
Paździoch: Dziś rano dostałem list, okazało się, że ta menda jest z sanepidu, mało tego po wizycie u nas dostał okropnej, bolesnej sraczki. Jesteśmy zrujnowani, zamkną nam ten cały bajzel w cholerę. Karwasz twarz.

Na korytarz wchodzi Antoni.

Antoni: Dzień dobry. Panowie Ferdynand Kiepski i Marian Paździoch, właścicielowi restauracji?
Ferdek: Tak, bo co?
Antoni: A bo mam dla państwa bardzo dobrą nowinę. Po pierwsze to zamykam wam ten pierdolnik, a po drugie zostają państwo obciążeni karą finansową wysokości 5000 zł.
Ferdek: Nie!

——————————————-KONIEC—————————————–